*Oczami Harrego*
Siedziałem przy niej cały czas. Nie jadłem, nie piłem, nie spałem, tylko czuwałem. Od czasu wypadku minęły dwa dni, a jej stan nadal się nie poprawia. Dlaczego to musiało się stać? Przecież ona nic nie zrobiła. Powinno się to stać mi. Planowałem dla niej urodzinową niespodziankę. Miało być tak pięknie. Ale niestety chyba nie było nam to pisane. Zobaczyła jak rozmawiam, z dziewczyną, która pomagała mi w organizacji prezentu, lecz wyciągnęła pochopne wnioski. Z resztą na jej miejscu też bym był zazdrosny. To normalne. Ale dlaczego ten samochód musiał nadjechać? Ona jest wspaniałą dziewczyną, chcę spędzić z nią resztę życia i chciałem żeby miała wspaniałe urodziny, a tu co? Nie mam już sił. Chciałbym żeby się obudziła, przytuliła mnie. Łzy zaczęły mi spływać po policzkach. Z dziewczynami nie jest lepiej. Cherry się podłamała i nie wychodzi z pokoju. Jest bardzo źle, bo nawet Zayna do siebie nie wpuszcza. Abbi cały czas siedzi w sypialni z Liamem. Magda bez słowa wsiadła w samolot i wyjechała. Gdzie? Tego nie wie nawet Lou. Niall zabrał Viki do Irlandii, bo ona była tak podłamana, że o mało co się nie zabiła. Louis trzyma się jako tako, ale przychodzi tu do mnie. Przychodzi się wypłakać. Nie ma pojęcie gdzie zniknęła Madzia i jest załamany. Ja staram się nie płakać. Ale gdy tylko jestem sam... Łzy same napływają. Chcę żeby się obudziła, żeby tu była, żeby mnie przytuliła... Lou jakiś czas temu poszedł do domu i zostałem sam. Uklękłem przy jej łóżku, złapałem jej małą, delikatną, bladą dłoń w moje dłonie i zacząłem się modlić.
- Boże, dlaczego to musiało się zdarzyć jej? Dlaczego? Przecież ona nic nie zrobiła. To wszystko moja wina... Błagam, spraw żeby się obudziła, proszę...
-----------------------------------------------------------------------------------------
Dodaję rozdział mimo, że nie było 10 komentarzy pod poprzednim.
Czytajcie bloga Viki - i-can-love-you-more-than-this1d.blogspot.com
Ankieta po lewo.
22 lipca 2012
6 lipca 2012
Rozdział XXVI
*Oczami Zuzy*
Gdy wstałam rano, było już po dziesiątej. Harry jeszcze spał. Za dwie godziny musimy być na lotnisku. Postanowiłam, że nie będę go budzić. Niech sobie pośpi, a ja spakuje nasze rzeczy. Wyjeżdżamy dzisiaj do Londynu. Już za dwa dni moja osiemnastka. Nie planuje żadnego przyjęcia, spędzę urodziny w gronie moich przyjaciół. Spakowałam rzeczy Hazzy do jego walizki, a moje do mojej. Jakoś pusto się w pokoju zrobiło. Nagle usłyszałam brzdęk tłuczonego szkła. Szybko zamknęłam walizkę i poszłam do kuchni, skąd dobiegał hałas. Przy blacie odwrócona plecami do wejścia stała Abbi, a na podłodze walało się szkło.
- Co się tu stało? - spytałam zbierając szkło z ziemi. Wyrzuciłam je do kosza i podeszłam do przyjaciółki. Trzymała się za dłoń, z której leciała krew.
- Nic się nie stało. Po prostu szklanka mi upadła.
- Następnym razem uważaj - sięgnęłam do szafki nad lodówką i wyjęłam apteczkę.
- Okej - nagle do kuchni wbiegł Liam. Gdy zobaczył Abbi, od razu do niej podszedł.
- Co się stało? - spytał wskazując na rękę, którą opatrywałam.
- A nic takiego. Szklankę potłukłam - odpowiedziała szybko Abbi.
- Moje ty biedne Słoneczko. Zaraz pójdziesz do pokoju i się położysz, a ja zrobię ci śniadanie.
Wziął ją za rękę i pociągnął w stronę ich pokoju. Abbi odwróciła głowę i cicho się zaśmiała. Zawtórowałam jej tym samym. Liam jest troszeczkę nad opiekuńczy.
*Oczami Magdy*
Obudziłam się rano wtulona w nagi tors Loui'ego. Ta noc była wyjątkowa. Przyglądałam się chwilę śpiącemu chłopakowi i po chwili chciałam wstać, lecz Lou przyciągnął mnie do siebie.
- Gdzie się wybierasz, Marcheweczko? - spytał zaspanym głosem.
- Chciałam nas spakować, bo przecież za... - spojrzałam na zegarek. - Za niecałe dwie godziny musimy być na lotnisku.
- Oj Madziu, jeszcze chwila. Jak się ci podobała kara?
- Ta noc to była kara?
- Yhym.
- W takim razie była to najlepsza kara jaką kiedykolwiek w życiu dostałam - pocałowałam go czule w usta i wstałam z łóżka. Założyłam bieliznę i zaczęłam pakować nasze rzeczy, przy okazji szukając sobie jakichś ciuchów, które mogłabym założyć na podróż. W końcu wygrzebałam to. Eleganckie, a zarazem wygodnie. Odwróciłam się i zobaczyłam, że Louis się na mnie gapi.
- No co się gapisz? Lepiej wstawaj z łóżka i się ubierz, bo inaczej cię tu zostawię - roześmiałam się i poszłam do łazienki ubrać się i uczesać.
*Oczami Zuzy*
Po godzinie jedenastej już wszyscy byli na nogach. Walizki stały przy drzwiach, gotowe do spakowania. Cherry z Zaynem robili nam kanapki na podróż, Viki z Niall'em leżeli przytuleni na kanapie, Abbi uciekała przed Liam'em, który od rana był nad opiekuńczy. Nagle usłyszeliśmy klakson. Wyjrzałam przez okno. Przed wejściem stał czarny van.
- To chyba po nas - odwróciłam się do reszty i wskazałam na okno. Momentalnie wszyscy znaleźli się przy drzwiach. Zaśmiałam się i chciałam wziąć moją walizkę. Niestety Hazza mi na to nie pozwolił.
- O nie! Moja księżniczka nie będzie dźwigać takiej ciężkiej walizki! - wziął moją walizkę w drugą rękę i szybko, niczym wiewiórka, był już w windzie. Cicho się zaśmiałam. Wszyscy byli już w windzie, więc zamknęłam drzwi na klucz i do nich dołączyłam. Zjechaliśmy na parter. Oni poszli spakować wszystko do van'a, a ja do recepcji oddać klucz. Gdy wyszłam przed budynek walizki były już schowane, a oni siedzieli w samochodzie. Usiadłam na wolnym miejscu i ruszyliśmy w drogę na lotnisko.
Odprawa minęła szybko i po chwili siedzieliśmy już w samolocie. Siedziałam obok Harry'ego. Tuż po starcie zasnęłam na ramieniu mojego chłopaka.
- Kotku, zaraz lądujemy - usłyszałam głos Hazzy i po chwili poczułam jego wargi na moich. Nawet budzi bosko. To idealny chłopak. Otworzyłam oczy i odwzajemniłam pocałunek. Wylądowaliśmy. Wysiedliśmy z samolotu i z bananami na twarzy poszliśmy odebrać nasze bagaże.
~Dwa dni później~
*Oczami Zuzy*
Z samego rana, tak około siódmej, obudził mnie Harry. No świetnie, nawet w urodziny nie mogę się wyspać.
- Zuza, ubieraj się. Zabieram cię dzisiaj na lunch do moich rodziców. Za pół godziny wyjeżdżamy - i wybiegł z naszego pokoju. Podniosłam się i zajrzałam do szafy. Postanowiłam, że ubiorę się tak. Elegancko, a zarazem skromnie. Musze jakoś wyglądać. Włosy uczesałam w koka. Ni malowałam się - stawiam na naturalność. Zeszłam na dół. Chciałam wejść do kuchni, lecz nagle stanął przede mną Hazza.
- Nie wchodź tam.
- Ale jestem głodna - powiedziałam i chciałam go wyminąć, jednak on mi nie pozwolił.
- Zatrzymamy się po drodze w McDonald's. No chodź - wyciągnął mnie za rękę z domu. Coś mi tu nie grało. Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w drogę po drodze zatrzymaliśmy się w McDonald's i zjedliśmy tam śniadanie. Zeszło się nam tam z godzinę. Nie wiedziałam, że rano są takie duże kolejki. Gdy dojechaliśmy do Holmes Chapel było już południe. W drzwiach czekała już na nas mama Harrego.
- Witajcie - przywitała nas i przytuliła. - Zapraszam do środka - uśmiechnęła się. Weszliśmy do domu. Bardzo mi się spodobał.
- Piękny dom proszę pani - powiedziałam.
- Dziękuję. I proszę, mów do mnie Anne.
Odpowiedziałam jej ciepłym uśmiechem.
- Siadajcie do stołu - powiedziała, gdy weszliśmy do jadalni. - Lunch niestety zjemy w trójkę, bo Robin musiał iść do pracy.
Zjedliśmy obiad. Bardzo dobrze mi się rozmawiało z mamą Hazzy. Nagle powiedziała coś, czego się nie spodziewałam...
- To ustaliliście już datę ślubu?
- Mamo! - krzyknął Harry i zgromił ją wzrokiem.
- A tak, przepraszam - odpowiedziała szybko i zabrała talerze ze stołu do kuchni. O co chodzi, wszyscy się dzisiaj dziwnie zachowują...
- Zuza, na górze w pokoju masz przyszykowane ciuchy. Przebierz się w to i zabieram cię w jedno miejsce.
Nic nie powiedziałam, tylko popatrzyłam się na niego z miną a'la "WTF" i poszłam na górę. Weszłam do pierwszego pokoju i na łóżku zobaczyłam taki zestaw. Ubrałam się i zeszłam na dół.
- A więc jedziemy. Pa mamo - nie zdążyłam się pożegnać z Anne, bo Harry już wyciągnął mnie za nadgarstek na zewnątrz. Po chwili siedzieliśmy w samochodzie i jechaliśmy do domu. Była już piętnasta. Do Londynu powinniśmy dojechać na osiemnastą. O ile w ogóle jedziemy do Londynu...
*Oczami Cherry*
Wszystko było już przygotowane. Goście już przyszli. Prezenty postawialiśmy u Zuzy w pokoju. Spojrzałam na zegarek. Dochodziła osiemnasta. Gdzie oni są? Zobaczyłam Abbi i podeszłam do niej.
- Zadzwoń do Harrego. Zapytaj za ile będą.
W odpowiedzi usłyszałam tylko ciche "okej" i po chwili już jej nie było. Sierowałam się do kuchni zobaczyć jak tam przygotowania z tortem. Zajmowali się tym Liam z Zaynem. Na szczęście wszystko szło dobrze. Wiedzieliśmy o niespodziance, jaką planuje Harry. mam nadzieję, że spodoba się Zuziakowi. Teraz tylko czekać aż przyjadą. Nagle drzwi się otworzyły i do środka weszła Zuzia w sukience, którą dostała od Abbi i Liama. Wyglądała ślicznie.
- Niespodzianka! - krzyknęliśmy wszyscy i po chwili chłopaki wnieśli tort z osiemnastoma świeczkami.
- Pomyśl życzenie! - krzyknęła Magda do Zuzy. Ta chwilę się zamyśliła, a po chwili zdmuchnęła świeczki. Wszyscy bili brawo, a po chwili wrócili do wcześniejszych zajęć. Podbiegłam do jubilatki i zaczęła składać jej życzenia. W moje ślady poszła reszta gości.
*Oczami Zuzy*
Zupełnie nie spodziewałam się takiej niespodzianki. To było wspaniałe. Gdy wszyscy składali mi życzenia, miałam łzy w oczach. Po chwili wszyscy wrócili do tańca i picia alkoholu po kątach. Poszłam tańczyć z dziewczynami. Pół godziny później poszłam się napić i postanowiłam poszukać Hazzy. Weszłam do salonu, a tam on stał oparty o ścianę, a przed nim stała długonoga blondynka. Jedną rękę oparła na jego torsie i zaczęła mu coś szeptać do ucha. Teraz do oczu napłynęły mi łzy smutku. Harry mnie zauważył. Odepchnął dziewczynę od siebie.
*Oczami Harrego*
Spojrzałem na Zuzę. Wyszła z domu. Pobiegłem za nią. Stała przed drzwiami.
- Zuza... - zacząłem lecz ona zaczęła cofać się w stronę ulicy. Nagle usłyszałem pisk opon i zobaczyłem jak Zuza koziołkuje przez maskę i dach samochodu...
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Rozdział dedykuje mojej kochanej Madzi, która mnie męczyła, żebym wreszcie coś dodała :) Kocham cię <3
Mam jeszcze uwagę do anonima, który pisał pod poprzednim postem, że jest mu mnie żal. Wiem kim jesteś i to, że nienawidzisz mnie w realu, nie znaczy, że musisz krytykować moje opowiadanie. A tak w ogóle to możesz mi powiedzieć co ja ci zrobiłam ? Bo ja nie wiem....
Gdy wstałam rano, było już po dziesiątej. Harry jeszcze spał. Za dwie godziny musimy być na lotnisku. Postanowiłam, że nie będę go budzić. Niech sobie pośpi, a ja spakuje nasze rzeczy. Wyjeżdżamy dzisiaj do Londynu. Już za dwa dni moja osiemnastka. Nie planuje żadnego przyjęcia, spędzę urodziny w gronie moich przyjaciół. Spakowałam rzeczy Hazzy do jego walizki, a moje do mojej. Jakoś pusto się w pokoju zrobiło. Nagle usłyszałam brzdęk tłuczonego szkła. Szybko zamknęłam walizkę i poszłam do kuchni, skąd dobiegał hałas. Przy blacie odwrócona plecami do wejścia stała Abbi, a na podłodze walało się szkło.
- Co się tu stało? - spytałam zbierając szkło z ziemi. Wyrzuciłam je do kosza i podeszłam do przyjaciółki. Trzymała się za dłoń, z której leciała krew.
- Nic się nie stało. Po prostu szklanka mi upadła.
- Następnym razem uważaj - sięgnęłam do szafki nad lodówką i wyjęłam apteczkę.
- Okej - nagle do kuchni wbiegł Liam. Gdy zobaczył Abbi, od razu do niej podszedł.
- Co się stało? - spytał wskazując na rękę, którą opatrywałam.
- A nic takiego. Szklankę potłukłam - odpowiedziała szybko Abbi.
- Moje ty biedne Słoneczko. Zaraz pójdziesz do pokoju i się położysz, a ja zrobię ci śniadanie.
Wziął ją za rękę i pociągnął w stronę ich pokoju. Abbi odwróciła głowę i cicho się zaśmiała. Zawtórowałam jej tym samym. Liam jest troszeczkę nad opiekuńczy.
*Oczami Magdy*
Obudziłam się rano wtulona w nagi tors Loui'ego. Ta noc była wyjątkowa. Przyglądałam się chwilę śpiącemu chłopakowi i po chwili chciałam wstać, lecz Lou przyciągnął mnie do siebie.
- Gdzie się wybierasz, Marcheweczko? - spytał zaspanym głosem.
- Chciałam nas spakować, bo przecież za... - spojrzałam na zegarek. - Za niecałe dwie godziny musimy być na lotnisku.
- Oj Madziu, jeszcze chwila. Jak się ci podobała kara?
- Ta noc to była kara?
- Yhym.
- W takim razie była to najlepsza kara jaką kiedykolwiek w życiu dostałam - pocałowałam go czule w usta i wstałam z łóżka. Założyłam bieliznę i zaczęłam pakować nasze rzeczy, przy okazji szukając sobie jakichś ciuchów, które mogłabym założyć na podróż. W końcu wygrzebałam to. Eleganckie, a zarazem wygodnie. Odwróciłam się i zobaczyłam, że Louis się na mnie gapi.
- No co się gapisz? Lepiej wstawaj z łóżka i się ubierz, bo inaczej cię tu zostawię - roześmiałam się i poszłam do łazienki ubrać się i uczesać.
*Oczami Zuzy*
Po godzinie jedenastej już wszyscy byli na nogach. Walizki stały przy drzwiach, gotowe do spakowania. Cherry z Zaynem robili nam kanapki na podróż, Viki z Niall'em leżeli przytuleni na kanapie, Abbi uciekała przed Liam'em, który od rana był nad opiekuńczy. Nagle usłyszeliśmy klakson. Wyjrzałam przez okno. Przed wejściem stał czarny van.
- To chyba po nas - odwróciłam się do reszty i wskazałam na okno. Momentalnie wszyscy znaleźli się przy drzwiach. Zaśmiałam się i chciałam wziąć moją walizkę. Niestety Hazza mi na to nie pozwolił.
- O nie! Moja księżniczka nie będzie dźwigać takiej ciężkiej walizki! - wziął moją walizkę w drugą rękę i szybko, niczym wiewiórka, był już w windzie. Cicho się zaśmiałam. Wszyscy byli już w windzie, więc zamknęłam drzwi na klucz i do nich dołączyłam. Zjechaliśmy na parter. Oni poszli spakować wszystko do van'a, a ja do recepcji oddać klucz. Gdy wyszłam przed budynek walizki były już schowane, a oni siedzieli w samochodzie. Usiadłam na wolnym miejscu i ruszyliśmy w drogę na lotnisko.
Odprawa minęła szybko i po chwili siedzieliśmy już w samolocie. Siedziałam obok Harry'ego. Tuż po starcie zasnęłam na ramieniu mojego chłopaka.
- Kotku, zaraz lądujemy - usłyszałam głos Hazzy i po chwili poczułam jego wargi na moich. Nawet budzi bosko. To idealny chłopak. Otworzyłam oczy i odwzajemniłam pocałunek. Wylądowaliśmy. Wysiedliśmy z samolotu i z bananami na twarzy poszliśmy odebrać nasze bagaże.
~Dwa dni później~
*Oczami Zuzy*
Z samego rana, tak około siódmej, obudził mnie Harry. No świetnie, nawet w urodziny nie mogę się wyspać.
- Zuza, ubieraj się. Zabieram cię dzisiaj na lunch do moich rodziców. Za pół godziny wyjeżdżamy - i wybiegł z naszego pokoju. Podniosłam się i zajrzałam do szafy. Postanowiłam, że ubiorę się tak. Elegancko, a zarazem skromnie. Musze jakoś wyglądać. Włosy uczesałam w koka. Ni malowałam się - stawiam na naturalność. Zeszłam na dół. Chciałam wejść do kuchni, lecz nagle stanął przede mną Hazza.
- Nie wchodź tam.
- Ale jestem głodna - powiedziałam i chciałam go wyminąć, jednak on mi nie pozwolił.
- Zatrzymamy się po drodze w McDonald's. No chodź - wyciągnął mnie za rękę z domu. Coś mi tu nie grało. Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w drogę po drodze zatrzymaliśmy się w McDonald's i zjedliśmy tam śniadanie. Zeszło się nam tam z godzinę. Nie wiedziałam, że rano są takie duże kolejki. Gdy dojechaliśmy do Holmes Chapel było już południe. W drzwiach czekała już na nas mama Harrego.
- Witajcie - przywitała nas i przytuliła. - Zapraszam do środka - uśmiechnęła się. Weszliśmy do domu. Bardzo mi się spodobał.
- Piękny dom proszę pani - powiedziałam.
- Dziękuję. I proszę, mów do mnie Anne.
Odpowiedziałam jej ciepłym uśmiechem.
- Siadajcie do stołu - powiedziała, gdy weszliśmy do jadalni. - Lunch niestety zjemy w trójkę, bo Robin musiał iść do pracy.
Zjedliśmy obiad. Bardzo dobrze mi się rozmawiało z mamą Hazzy. Nagle powiedziała coś, czego się nie spodziewałam...
- To ustaliliście już datę ślubu?
- Mamo! - krzyknął Harry i zgromił ją wzrokiem.
- A tak, przepraszam - odpowiedziała szybko i zabrała talerze ze stołu do kuchni. O co chodzi, wszyscy się dzisiaj dziwnie zachowują...
- Zuza, na górze w pokoju masz przyszykowane ciuchy. Przebierz się w to i zabieram cię w jedno miejsce.
Nic nie powiedziałam, tylko popatrzyłam się na niego z miną a'la "WTF" i poszłam na górę. Weszłam do pierwszego pokoju i na łóżku zobaczyłam taki zestaw. Ubrałam się i zeszłam na dół.
- A więc jedziemy. Pa mamo - nie zdążyłam się pożegnać z Anne, bo Harry już wyciągnął mnie za nadgarstek na zewnątrz. Po chwili siedzieliśmy w samochodzie i jechaliśmy do domu. Była już piętnasta. Do Londynu powinniśmy dojechać na osiemnastą. O ile w ogóle jedziemy do Londynu...
*Oczami Cherry*
Wszystko było już przygotowane. Goście już przyszli. Prezenty postawialiśmy u Zuzy w pokoju. Spojrzałam na zegarek. Dochodziła osiemnasta. Gdzie oni są? Zobaczyłam Abbi i podeszłam do niej.
- Zadzwoń do Harrego. Zapytaj za ile będą.
W odpowiedzi usłyszałam tylko ciche "okej" i po chwili już jej nie było. Sierowałam się do kuchni zobaczyć jak tam przygotowania z tortem. Zajmowali się tym Liam z Zaynem. Na szczęście wszystko szło dobrze. Wiedzieliśmy o niespodziance, jaką planuje Harry. mam nadzieję, że spodoba się Zuziakowi. Teraz tylko czekać aż przyjadą. Nagle drzwi się otworzyły i do środka weszła Zuzia w sukience, którą dostała od Abbi i Liama. Wyglądała ślicznie.
- Niespodzianka! - krzyknęliśmy wszyscy i po chwili chłopaki wnieśli tort z osiemnastoma świeczkami.
- Pomyśl życzenie! - krzyknęła Magda do Zuzy. Ta chwilę się zamyśliła, a po chwili zdmuchnęła świeczki. Wszyscy bili brawo, a po chwili wrócili do wcześniejszych zajęć. Podbiegłam do jubilatki i zaczęła składać jej życzenia. W moje ślady poszła reszta gości.
*Oczami Zuzy*
Zupełnie nie spodziewałam się takiej niespodzianki. To było wspaniałe. Gdy wszyscy składali mi życzenia, miałam łzy w oczach. Po chwili wszyscy wrócili do tańca i picia alkoholu po kątach. Poszłam tańczyć z dziewczynami. Pół godziny później poszłam się napić i postanowiłam poszukać Hazzy. Weszłam do salonu, a tam on stał oparty o ścianę, a przed nim stała długonoga blondynka. Jedną rękę oparła na jego torsie i zaczęła mu coś szeptać do ucha. Teraz do oczu napłynęły mi łzy smutku. Harry mnie zauważył. Odepchnął dziewczynę od siebie.
*Oczami Harrego*
Spojrzałem na Zuzę. Wyszła z domu. Pobiegłem za nią. Stała przed drzwiami.
- Zuza... - zacząłem lecz ona zaczęła cofać się w stronę ulicy. Nagle usłyszałem pisk opon i zobaczyłem jak Zuza koziołkuje przez maskę i dach samochodu...
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Rozdział dedykuje mojej kochanej Madzi, która mnie męczyła, żebym wreszcie coś dodała :) Kocham cię <3
Mam jeszcze uwagę do anonima, który pisał pod poprzednim postem, że jest mu mnie żal. Wiem kim jesteś i to, że nienawidzisz mnie w realu, nie znaczy, że musisz krytykować moje opowiadanie. A tak w ogóle to możesz mi powiedzieć co ja ci zrobiłam ? Bo ja nie wiem....
Subskrybuj:
Posty (Atom)