7 marca 2013

Informacja.

Przepraszam, ale zawieszam tego bloga ;c
Chwilowo nie mam pomysłu na kontynuowanie go...
Nie chcę go usuwać, za bardzo jestem z nim związana.
Niedługo, gdy tylko wpadnę na jakiś pomysł na pewno coś napiszę :)

A teraz jeśli chce ktoś poczytać coś mojego autorstwa, a konkretniej trochę lepsze niż to opowiadanie o One Direction, zapraszam tutaj: http://magic-love-1d.blogspot.com/ <3

Kocham was i na pewno tutaj niebawem wrócę.

21 listopada 2012

Rozdział XXXI

*Oczami Magdy*

-Wejdźcie do środka. - Lou z Cherry stali właśnie w drzwiach mojego domu. Włożyłam ręce w kieszenie od mojej szarej bluzy i spuściłam głowę w dół. Serce mi łomotało, zupełnie jak wtedy gdy za pierwszym razem ujrzałam Louis'a.
- Magda słuchaj, nie będę owijał w bawełnę. Masz wrócić ze mną do Londynu. Zuza się obudziła i wszystko jest dobrze. - Co? Zuza się obudziła? Nareszcie! Uśmiechnęłam się pod nosem i słuchałam go dalej. - Ja nie potrafię bez ciebie funkcjonować. Jesteś dla mnie wszystkim, okey? Musisz ze mną wrócić...
Nie odpowiedziałam nic, tylko po prostu przytuliłam się do niego. Staliśmy tak dłuższą chwilę, po czym Cher nam przerwała.
- Madziu, kochana, nie chce wam przerywać, jednak gdzie masz telefon?
- Jest w kuchni na stole - cicho się zaśmiałam i znowu wtuliłam w Lou. Wszystko powoli wracało do normy...

*Oczami Zuzy*

- Na pewno niczego nie potrzebujesz? - spytał Harry po raz setny dzisiaj.
- Nie i przestań się tak o mnie zamartwiać - on tylko pokręcił przecząco głową i mnie pocałował. Boże, co ja z nim mam?
Nagle usłyszałam ciche pukanie. Spojrzałam w stronę drzwi i ujrzałam roześmianą Viki. Szybko podbiegła do mnie i mnie przytuliła.
- Jak dobrze, że już się obudziłaś. Byłam pewna, że wszystko będzie dobrze - w odpowiedzi tylko uśmiechnęłam się do niej. - Niall chodź tu! - krzyknęła odwracając się w stronę drzwi i po chwili w drzwiach pojawił się blondasek. On także gdy tylko mnie zobaczył podbiegł do mnie i mnie wyściskał. Zaczęli opowiadać o swoim pobycie w Irlandii. Nagle przyszedł Zayn. Zrobił to co wszyscy, czyli podbiegł do mnie i mnie przytulił. Chyba muszę się przyzwyczaić do takiej reakcji na mój widok.
- Gdzie Cherry? - spytałam go.
- Z Lou polecieli po Magdę.
- Polecieli? - nie ukrywałam, że mnie to zdziwiło.
- No do Polski... - nagle rozbrzmiał jego telefon i odszedł na bok, by go odebrać.

*Oczami Abbi*

- Liam! - krzyknęłam stojąc przy umywalce w łazience.
- Tak kocha... - spojrzałam na niego. Wybałuszył oczy i patrzył na mnie. No tak, stałam tylko w skąpej bieliźnie.
- O której jedziemy do szpitala? - spytałam i jak gdyby nigdy nic wróciłam do czesania moich włosów.
- Nie wiem - mruknął i znalazł się tuż koło mnie. Przytulił mnie od tyłu i zaczął delikatnie całować mój kark i barki. Uśmiechnęłam się pod nosem i obróciłam do niego przodem. Zaczęliśmy się namiętnie całować. Zdjęłam z niego koszulkę. Wiedziałam, że jestem już gotowa, że tego chcę. Kocham go. Zaczełam odpinać pasek jego spodni.
- Może przeniesiemy się do sypialni? Będzie nam wygodniej - zaproponował Liam. Miał racje. Zaczęliśmy przechodzić do sypialni po drodze zrzucając z siebie resztę ubrań. Od razu rzuciliśmy się na łóżko i zaczęliśmy dokańczać to, co zaczęliśmy w łazience.

----------------------------------------------------
Przepraszam, że tak długo nie było rozdziału, jednak zupełnie straciłam wenę... Zastanawiam się nad zawieszeniem lub nawet skończeniem tego bloga... ;/
Przepraszam za wszystkie błędy, rozdział był pisany na telefonie... ;)

6 października 2012

Rozdział XXX

*Oczami Cherry*

Wypadliśmy z pociągu najszybciej jak się dało. Cały czas ciągnęłam Lou za rękę. Jakieś dziewczyny w pociągu chyba go rozpoznały. Poszliśmy szybko na przystanek autobusowy. Mieliśmy szczęście bo właśnie nadjechał autobus numer 3A. Wsiedliśmy do niego. Nie był bardzo zatłoczony, jednak miejsc siedzących już nie było.
- Piękny ten wasz... Jak się wymawia nazwę tego miasta?
- Sochaczew.
- Sochłacze.
- Sochaczew!
- Inaczej tego nie wymówię! Jestem Brytyjczykiem! Musimy tu kiedyś wszyscy razem przyjechać.
- Ale przecież to taka wiocha, że...
- Co z tego? Skoro mieszka tu miłość mojego życia, przyjadę tu.
- Okay, jak chcesz.
Resztę drogi nie odzywaliśmy się do siebie. Widziałam, że Louis nie mógł już ustać w miejscu. Bardzo kochał Madzię i to było widać. Gdy dojechaliśmy do ostatniego przystanku, czyli Energomontażu, gdzie wysiedliśmy, pociągnęłam go za rękę przez pole, co było najszybszą drogą dojścia do naszego osiedla. Nagle pojawiły się na naszej drodze dwa psy, które od zawsze pilnowały domu państwa Nowak. Gdy ktoś za bardzo się do nich zbliżył próbowały go ugryźć i gonić. Nie zdążyłam ostrzec przed nimi Lou. Przeszedł koło nich za blisko, a one rzuciły się na niego. Zaczął uciekać, a ja śmiałam się wniebogłosy. Tyle krzyku Tommo narobił, że chyba wszyscy na osiedlu go słyszeli.

*Oczami Magdy*

Usłyszałam głos bardzo podobny do głosu Lou tuż za oknem. Nieee... Musiało mi się przesłyszeć. Tak bardzo za nim tęsknie, ale boję się wrócić do Londynu. Przez ten wypadek Zuzy wszystko się zmieniło. Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam chłopaka uciekającego przed psami państwa Nowaków. Wredne psiska. Za drzewem stała jakaś dziewczyna. Zaraz zaraz... PRZECIEŻ TOŻ TO CHERRY! A ten chłopak? O Boże... TO LOU!

*Oczami Zuzy*

- Harry, na prawdę wybaczyłam ci już. - Powiedziałam do niego gdy po raz setny już mnie przepraszał. Mój stan z dnia na dzień był coraz lepszy. Za kilka dni powinni mnie wypisać ze szpitala. Hazza cały czas jest tu ze mną i się mną opiekuje.
- Dobrze, dobrze... Ale ja nigdy nie wybaczę sobie tego co ci zrobiłem... Chcesz coś do jedzenia?
- Hazza! Faszerujesz mnie żarciem od kilku godzin! Zaraz piękne! Lepiej ty coś zjedz... Podobno nie jadłeś od wielu dni...
- Nie jestem głodny.
- Oh... A mogłabym cię prosić, abyś przyniósł mi rosół?
- Po co ci rosół?
- Zobaczysz. No idź po niego.
- Dobra. - Mruknął pod nosem i poszedł do szpitalnego bufetu. Nie było go tak z dziesięć minut.
- Nie mieli rosołu, więc wziąłem moją ulubioną, ogórkową.
- To jeszcze lepiej. Daj mi ten talerz i siadaj na moim łóżku.
Chłopak zrobił to o co go prosiłam. Jak się martwi jest taki słodki. Nabrałam zupę na łyżkę i powiedziałam:
- Otwórz buzię.
Zrobił to co kazałam. Podmuchałam na łyżkę, bo zupa była gorąca i włożyłam mu ją do buzi. Karmiłam go tak puki nie zjadł całego talerza.

----------------------------------------------------------
Przepraszam, że dawno nic nie było, ale tak szczerze to nie chce mi się nic pisać xD
Jeśli chcecie być informowani o nowych rozdziałach zostawcie swój Twitter :)
Następny rozdział jak będzie minimum 15 KOMENTARZY!
Pozdrawiam bejbsy xoxox

2 września 2012

Rozdział XXIX

*Oczami Zuzy*

"Słyszę jak do mnie mówi, jak przeprasza. Wybaczyłam mu. Chciałabym mu to powiedzieć, przytulić go. Lecz nie mogę się ruszyć. To tak strasznie boli. Mam do wyboru dwie drogi, którą wybrać? Z jednej strony kusi mnie pójście w stronę światła, na stronę, w której nie zaznam bólu. A z drugiej chcę być przy Harrym, reszcie zespołu i dziewczynach. Przy nich jestem bezpieczna. Widzę jak Harry płacze. Nie mogę na to dłużej pozwolić, ale boję się. Boję się bólu..."

*Oczami Cherry*

- Pośpiesz się, bo spóźnimy się na pociąg! - krzyczałam do Louisa. Teraz mu się zebrało na podziwianie Polski. Było tu wcześniej przyjechać.
- Pociąg, jaki pociąg? - dobiegł do mnie. Zatrzymałam się, żeby mu po raz setny wytłumaczyć tą samą rzecz.
- Jesteśmy na lotnisku Okęcie w Warszawie. Razem z dziewczynami mieszkałyśmy pod Warszawą. Taksówką musimy dojechać na dworzec, najlepiej centralny, a potem pociągiem do naszego miasta, autobusem do przystanku niedaleko naszego osiedla, a potem na pieszo przez pola. Kapujesz?
- Pewnie. Łapmy taksówkę.
- Lepiej ja to zrobię, ty nie znasz Polskiego - od razu złapałam taksówkę i powiedziałam kierowcy gdzie ma jechać. Przez całą drogę podziwiał widoki Warszawy. Nie wiem co w tym ciekawego. Gdy zobaczy Sochaczew, to dopiero mu szczęka opadnie.
- Skąd państwo przylatują? Bez żadnych bagaży? - odezwał się kierowca.
- Co on mówi? - spytał Louis po angielsku.
- Pyta skąd przylecieliśmy. - odpowiedziałam, po czym zwróciłam się do taksówkarza. - Przylecieliśmy z Londynu. My tylko na kilka godzin, góra jeden dzień. Przyjechaliśmy po jego dziewczynę i musimy się śpieszyć, żeby paparazzi nas nie złapali. Dziękujemy bardzo, oto zapłata. Bez reszty - podałam mu pieniądze i szybko wysiedliśmy z taksówki. Pobiegliśmy na dworzec, szybko kupiliśmy bilety i w ostatniej chwili wbiegliśmy do pociągu. W trakcie jazdy ludzie dziwnie się na nas patrzyli.Miałam nadzieję, że nie rozpoznali Tommo.

*Oczami Harrego*

Trzymałem ją za rękę i nagle jakby poczułem, że się rusza. Oczami pełnymi łez spojrzałem w jej zamknięte powieki. Jakby drgnęły. Czy to mi się śni? Odwróciłem się w stronę okna. Z braku snu chyba mam halucynacje.
- Harry... - usłyszałem bardzo słaby głos. Odwróciłem się i zobaczyłem, że Zuza się obudziła. Łzy zaczęły mi spływać, po policzkach, tak samo jej. Podszedłem do niej i przytuliłem ją najdelikatniej jak umiałem. Nie chciałem sprawiać jej bólu.
- Kochanie, przepraszam, ja planowałem dla ciebie niespodziankę urodzinową i to nie było to na co wyglądało...
- Słyszałam to już tysiąc razy. Wybaczam ci. Kocham cię i ja też przepraszam za moje zachowanie.
- Nie masz za co przepraszać, Maleńka. Kocham cię - pogłaskałem ją po głowie i pocałowałem po raz pierwszy od ponad tygodnia.

--------------------------------------------------------------------------------

Jest rozdział :) Trochę krótki no ale... Tak jak chcieliście, Zuzka się obudziła.
Mam jeszcze dwie sprawy:
1. Robię "listę" osób, które chcą być informowane na Twitterze o nowych rozdziałach. Jeśli chcesz być informowany to zostaw swój Twitter w komentarzu, nawet jeśli informowałam cię wcześniej, bo ta lista będzie oficjalna i napisana na blogu.
2. Moje opowiadanie jest zgłoszone do konkursu na opowiadanie września, jeśli więc czytasz to, to wejdź na bloga http://stories--about-1d.blogspot.com/ i zagłosuj na moje opowiadanie, które jest pod numerem 1. To dla mnie bardzo dużo znaczy.
Dziękuję xoxo.

29 sierpnia 2012

Rozdział XXVIII

*Oczami Viki*

- Poczekaj Niall, dzwoni mój telefon - szliśmy właśnie na spacer po Mullingar. Nialler chciał mi pokazać swoje rodzinne miasteczko. Wyciągnęłam telefon z kieszeni i odebrałam, nie patrząc kto dzwoni.
- Halo? - Odezwałam się.
- Cześć Viki, tu Cherry. Nie masz może jakieś wiadomości od Madzi? - powiedziała po polsku.
- Nie.
- A masz może pomysł, gdzie ona może być?
- Jedyne co mi przychodzi do głowy, to u rodziny w Polsce. A co z Zuzą?
- Nadal jest w śpiączce, ale rozmawiałam z lekarzem i jej stan się trochę poprawił.
- A jak się czuje Hazza?
- Słabo. Od kilku dni nie śpi i nie je. Czasem udaje się zmusić go do wypicia czegoś.
- A ty jak się trzymasz?
- Yhhh... Można powiedzieć, że nawet dobrze. Wczoraj po raz pierwszy od czasu wypadku z kimś gadałam, była to moja mama. Powiedziała, że wszystko się ułoży, że mam się uspokoić i z wami porozmawiać. Jak przypuszczam Zayn do niej zadzwonił. Tylko nie mam pojęcia skąd on wziął jej numer. A jak ty się trzymasz?
- Jestem dobrej myśli. Zuza się obudzi i to w ciągu kilku najbliższych dni. Czuję to. Niall zabrał mnie do Irlandii. Uparciuch nie pozwala mi wrócić tam do was.
- Słuchaj muszę kończyć, bo Zayn się dobija do drzwi. Nadal myśli, że jestem tak strasznie załamana. A i przekaż blondaskowi, że jeśli do jutra wieczór nie przywiezie cię z powrotem do Londynu, to dostanie ode mnie w tą swoją śliczną buźkę.
- Ha ha ha, oczywiście, przekaże. Pa.
Rozłączyłam się. Nialler patrzył się na mnie pytającym wzrokiem. No tak, przecież on nie zna Polskiego. Zaczęłam zbierać się za streszczenie rozmowy.

*Oczami Lou*

- Harry, musisz coś zjeść. Błagam.
Znowu pokręcił głową. Od dwóch godzin próbuję zmusić go do jedzenia.
- Zrób to dla Zuzy.
Spojrzałem na niego błagalnie. Był blady jak ściana, miał worki pod oczami i cały czas trzymał Zuzię za rękę.
- No dobrze, dla Zuzy. Ale tylko trochę - wziął ode mnie talerz z kanapkami. Wziął jedną do ręki i odgryzł kęsa. W szybkim tępie pochłonął całą kanapkę i oddał mi talerz.
- Dziękuję. Dziękuję, że się mną zajmujesz. - Powiedział i uśmiechnął się po raz pierwszy od czasu wypadku.
- Nie ma sprawy stary, jesteśmy przyjaciółmi co nie?
Nagle do sal wbiegła zziajana Cherry. Wstałem i przytuliłem ją.
- Louis, słuchaj. Ja... Ja wiem, gdzie może być Ma... Magda. - wydukała z przerwami na złapanie oddechu.
- Gdzie?! - powiedziałem, a właściwie to krzyknąłem.
- W Polsce, u swoich rodziców.
- To nie ma na co czekać. Jedziemy na lotnisko - Złapałem Cher za rękę i już mieliśmy wybiec z sali, kiedy w ostatniej chwili się odwróciłem.
- Poradzisz sobie Hazz? - on tylko skinął głową. Wybiegłem z sali ciągnąc za sobą Cherry. Złapaliśmy taksówkę i pojechaliśmy na lotnisko.

*Oczami Abbi*

- Liam, nie możemy siedzieć całą wieczność w sypialni. Chodź, zobaczymy co u Zayna, a potem pojedziemy do szpitala, co?
- Tylko czekałem, aż to zaproponujesz - dał mi czułego buziaka w usta i wyszedł do łazienki. Szybko poderwałam się z łóżka i pobiegłam do Malika.
- Zayn, co jest? - spytałam, gdy zobaczyłam go siedzącego na podłodze.
- A nic. Cherry wyjechała z Lou szukać Magdy, a ja tak sobie tutaj siedzę...
- Chodź wstawaj, zaraz z Li jedziemy do szpitala. Jedziesz z nami?
- Pewnie, i tak nie mam nic lepszego do roboty.
Pomogłam mu wstać z podłogi i poszliśmy do pokoi się ogarnąć.

*Oczami Harrego*

Siedziałem i przepraszałem ją. Wiedziałem, że mnie nie słyszy, mimo to po raz setny wyjaśniałem jej tą sytuację. Pielęgniarki patrzyły na mnie spode łba. No tak, sławny piosenkarz, załamany, gadający do samego siebie, to nie jest normalne. Ale czuję, że ona się obudzi, że mi wybaczy. Musi wybaczyć. Pogłaskałem ją po policzku.
- Nie możesz się podać, nie możesz...

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------
No hej :*
Jest nowy rozdział :) Dedykowany wszystkim osobą, które chcą abym dalej pisała bloga<3
Przepraszam, że dopiero teraz, ale byłam na wakacjach :)

Hope, u like it :D Kisses, Zuza :*

22 lipca 2012

Rozdział XXVII

*Oczami Harrego*

Siedziałem przy niej cały czas. Nie jadłem, nie piłem, nie spałem, tylko czuwałem. Od czasu wypadku minęły dwa dni, a jej stan nadal się nie poprawia. Dlaczego to musiało się stać? Przecież ona nic nie zrobiła. Powinno się to stać mi. Planowałem dla niej urodzinową niespodziankę. Miało być tak pięknie. Ale niestety chyba nie było nam to pisane. Zobaczyła jak rozmawiam, z dziewczyną, która pomagała mi w organizacji prezentu, lecz wyciągnęła pochopne wnioski. Z resztą na jej miejscu też bym był zazdrosny. To normalne. Ale dlaczego ten samochód musiał nadjechać? Ona jest wspaniałą dziewczyną, chcę spędzić z nią resztę życia i chciałem żeby miała wspaniałe urodziny, a tu co? Nie mam już sił. Chciałbym żeby się obudziła, przytuliła mnie. Łzy zaczęły mi spływać po policzkach. Z dziewczynami nie jest lepiej. Cherry się podłamała i nie wychodzi z pokoju. Jest bardzo źle, bo nawet Zayna do siebie nie wpuszcza. Abbi cały czas siedzi w sypialni z Liamem. Magda bez słowa wsiadła w samolot i wyjechała. Gdzie? Tego nie wie nawet Lou. Niall zabrał Viki do Irlandii, bo ona była tak podłamana, że o mało co się nie zabiła. Louis trzyma się jako tako, ale przychodzi tu do mnie. Przychodzi się wypłakać. Nie ma pojęcie gdzie zniknęła Madzia i jest załamany. Ja staram się nie płakać. Ale gdy tylko jestem sam... Łzy same napływają. Chcę żeby się obudziła, żeby tu była, żeby mnie przytuliła... Lou jakiś czas temu poszedł do domu i zostałem sam. Uklękłem przy jej łóżku, złapałem jej małą, delikatną, bladą dłoń w moje dłonie i zacząłem się modlić.
- Boże, dlaczego to musiało się zdarzyć jej? Dlaczego? Przecież ona nic nie zrobiła. To wszystko moja wina... Błagam, spraw żeby się obudziła, proszę...



-----------------------------------------------------------------------------------------
Dodaję rozdział mimo, że nie było 10 komentarzy pod poprzednim.
Czytajcie bloga Viki - i-can-love-you-more-than-this1d.blogspot.com
Ankieta po lewo.

6 lipca 2012

Rozdział XXVI

*Oczami Zuzy*

Gdy wstałam rano, było już po dziesiątej. Harry jeszcze spał. Za dwie godziny musimy być na lotnisku. Postanowiłam, że nie będę go budzić. Niech sobie pośpi, a ja spakuje nasze rzeczy. Wyjeżdżamy dzisiaj do Londynu. Już za dwa dni moja osiemnastka. Nie planuje żadnego przyjęcia, spędzę urodziny w gronie moich przyjaciół. Spakowałam rzeczy Hazzy do jego walizki, a moje do mojej. Jakoś pusto się w pokoju zrobiło. Nagle usłyszałam brzdęk tłuczonego szkła. Szybko zamknęłam walizkę i poszłam do kuchni, skąd dobiegał hałas. Przy blacie odwrócona plecami do wejścia stała Abbi, a na podłodze walało się szkło.
- Co się tu stało? - spytałam zbierając szkło z ziemi. Wyrzuciłam je do kosza i podeszłam do przyjaciółki. Trzymała się za dłoń, z której leciała krew.
- Nic się nie stało. Po prostu szklanka mi upadła.
- Następnym razem uważaj - sięgnęłam do szafki nad lodówką i wyjęłam apteczkę.
- Okej - nagle do kuchni wbiegł Liam. Gdy zobaczył Abbi, od razu do niej podszedł.
- Co się stało? - spytał wskazując na rękę, którą opatrywałam.
- A nic takiego. Szklankę potłukłam - odpowiedziała szybko Abbi.
- Moje ty biedne Słoneczko. Zaraz pójdziesz do pokoju i się położysz, a ja zrobię ci śniadanie.
Wziął ją za rękę i pociągnął w stronę ich pokoju. Abbi odwróciła głowę i cicho się zaśmiała. Zawtórowałam jej tym samym. Liam jest troszeczkę nad opiekuńczy.

*Oczami Magdy*

Obudziłam się rano wtulona w nagi tors Loui'ego. Ta noc była wyjątkowa. Przyglądałam się chwilę śpiącemu chłopakowi i po chwili chciałam wstać, lecz Lou przyciągnął mnie do siebie.
- Gdzie się wybierasz, Marcheweczko? - spytał zaspanym głosem.
- Chciałam nas spakować, bo przecież za... - spojrzałam na zegarek. - Za niecałe dwie godziny musimy być na lotnisku.
- Oj Madziu, jeszcze chwila. Jak się ci podobała kara?
- Ta noc to była kara?
- Yhym.
- W takim razie była to najlepsza kara jaką kiedykolwiek w życiu dostałam - pocałowałam go czule w usta i wstałam z łóżka. Założyłam bieliznę i zaczęłam pakować nasze rzeczy, przy okazji szukając sobie jakichś ciuchów, które mogłabym założyć na podróż. W końcu wygrzebałam to. Eleganckie, a zarazem wygodnie. Odwróciłam się i zobaczyłam, że Louis się na mnie gapi.
- No co się gapisz? Lepiej wstawaj z łóżka i się ubierz, bo inaczej cię tu zostawię - roześmiałam się i poszłam do łazienki ubrać się i uczesać.

*Oczami Zuzy*
Po godzinie jedenastej już wszyscy byli na nogach. Walizki stały przy drzwiach, gotowe do spakowania. Cherry z Zaynem robili nam kanapki na podróż, Viki z Niall'em leżeli przytuleni na kanapie, Abbi uciekała przed Liam'em, który od rana był nad opiekuńczy. Nagle usłyszeliśmy klakson. Wyjrzałam przez okno. Przed wejściem stał czarny van.
- To chyba po nas - odwróciłam się do reszty i wskazałam na okno. Momentalnie wszyscy znaleźli się przy drzwiach. Zaśmiałam się i chciałam wziąć moją walizkę. Niestety Hazza mi na to nie pozwolił.
- O nie! Moja księżniczka nie będzie dźwigać takiej ciężkiej walizki! - wziął moją walizkę w drugą rękę i szybko, niczym wiewiórka, był już w windzie. Cicho się zaśmiałam. Wszyscy byli już w windzie, więc zamknęłam drzwi na klucz i do nich dołączyłam. Zjechaliśmy na parter. Oni poszli spakować wszystko do van'a, a ja do recepcji oddać klucz. Gdy wyszłam przed budynek walizki były już schowane, a oni siedzieli w samochodzie. Usiadłam na wolnym miejscu i ruszyliśmy w drogę na lotnisko.
Odprawa minęła szybko i po chwili siedzieliśmy już w samolocie. Siedziałam obok Harry'ego. Tuż po starcie zasnęłam na ramieniu mojego chłopaka.
- Kotku, zaraz lądujemy - usłyszałam głos Hazzy i po chwili poczułam jego wargi na moich. Nawet budzi bosko. To idealny chłopak. Otworzyłam oczy i odwzajemniłam pocałunek. Wylądowaliśmy. Wysiedliśmy z samolotu i z bananami na twarzy poszliśmy odebrać nasze bagaże.

~Dwa dni później~
*Oczami Zuzy*

Z samego rana, tak około siódmej, obudził mnie Harry. No świetnie, nawet w urodziny nie mogę się wyspać.
- Zuza, ubieraj się. Zabieram cię dzisiaj na lunch do moich rodziców. Za pół godziny wyjeżdżamy - i wybiegł z naszego pokoju. Podniosłam się i zajrzałam do szafy. Postanowiłam, że ubiorę się tak. Elegancko, a zarazem skromnie. Musze jakoś wyglądać. Włosy uczesałam w koka. Ni malowałam się - stawiam na naturalność. Zeszłam na dół. Chciałam wejść do kuchni, lecz nagle stanął przede mną Hazza.
- Nie wchodź tam.
- Ale jestem głodna - powiedziałam i chciałam go wyminąć, jednak on mi nie pozwolił.
- Zatrzymamy się po drodze w McDonald's. No chodź - wyciągnął mnie za rękę z domu. Coś mi tu nie grało. Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w drogę po drodze zatrzymaliśmy się w McDonald's i zjedliśmy tam śniadanie. Zeszło się nam tam z godzinę. Nie wiedziałam, że rano są takie duże kolejki. Gdy dojechaliśmy do Holmes Chapel było już południe. W drzwiach czekała już na nas mama Harrego.
- Witajcie - przywitała nas i przytuliła. - Zapraszam do środka - uśmiechnęła się. Weszliśmy do domu. Bardzo mi się spodobał.
- Piękny dom proszę pani - powiedziałam.
- Dziękuję. I proszę, mów do mnie Anne.
Odpowiedziałam jej ciepłym uśmiechem.
- Siadajcie do stołu - powiedziała, gdy weszliśmy do jadalni. - Lunch niestety zjemy w trójkę, bo Robin musiał iść do pracy.
Zjedliśmy obiad. Bardzo dobrze mi się rozmawiało z mamą Hazzy. Nagle powiedziała coś, czego się nie spodziewałam...
- To ustaliliście już datę ślubu?
- Mamo! - krzyknął Harry i zgromił ją wzrokiem.
- A tak, przepraszam - odpowiedziała szybko i zabrała talerze ze stołu do kuchni. O co chodzi, wszyscy się dzisiaj dziwnie zachowują...
- Zuza, na górze w pokoju masz przyszykowane ciuchy. Przebierz się w to i zabieram cię w jedno miejsce.
Nic nie powiedziałam, tylko popatrzyłam się na niego z miną a'la "WTF" i poszłam na górę. Weszłam do pierwszego pokoju i na łóżku zobaczyłam taki zestaw. Ubrałam się i zeszłam na dół.
- A więc jedziemy. Pa mamo - nie zdążyłam się pożegnać z Anne, bo Harry już wyciągnął mnie za nadgarstek na zewnątrz. Po chwili siedzieliśmy w samochodzie i jechaliśmy do domu. Była już piętnasta. Do Londynu powinniśmy dojechać na osiemnastą. O ile w ogóle jedziemy do Londynu...

*Oczami Cherry*

Wszystko było już przygotowane. Goście już przyszli. Prezenty postawialiśmy u Zuzy w pokoju. Spojrzałam na zegarek. Dochodziła osiemnasta. Gdzie oni są? Zobaczyłam Abbi i podeszłam do niej.
- Zadzwoń do Harrego. Zapytaj za ile będą.
W odpowiedzi usłyszałam tylko ciche "okej" i po chwili już jej nie było. Sierowałam się do kuchni zobaczyć jak tam przygotowania z tortem. Zajmowali się tym Liam z Zaynem. Na szczęście wszystko szło dobrze. Wiedzieliśmy o niespodziance, jaką planuje Harry. mam nadzieję, że spodoba się Zuziakowi. Teraz tylko czekać aż przyjadą. Nagle drzwi się otworzyły i do środka weszła Zuzia w sukience, którą dostała od Abbi i Liama. Wyglądała ślicznie.
- Niespodzianka! - krzyknęliśmy wszyscy i po chwili chłopaki wnieśli tort z osiemnastoma świeczkami.
- Pomyśl życzenie! - krzyknęła Magda do Zuzy. Ta chwilę się zamyśliła, a po chwili zdmuchnęła świeczki. Wszyscy bili brawo, a po chwili wrócili do wcześniejszych zajęć. Podbiegłam do jubilatki i zaczęła składać jej życzenia. W moje ślady poszła reszta gości.

*Oczami Zuzy*

Zupełnie nie spodziewałam się takiej niespodzianki. To było wspaniałe. Gdy wszyscy składali mi życzenia, miałam łzy w oczach. Po chwili wszyscy wrócili do tańca i picia alkoholu po kątach. Poszłam tańczyć z dziewczynami. Pół godziny później poszłam się napić i postanowiłam poszukać Hazzy. Weszłam do salonu, a tam on stał oparty o ścianę, a przed nim stała długonoga blondynka. Jedną rękę oparła na jego torsie i zaczęła mu coś szeptać do ucha. Teraz do oczu napłynęły mi łzy smutku. Harry mnie zauważył. Odepchnął dziewczynę od siebie.

*Oczami Harrego*

Spojrzałem na Zuzę. Wyszła z domu. Pobiegłem za nią. Stała przed drzwiami.
- Zuza... - zacząłem lecz ona zaczęła cofać się w stronę ulicy. Nagle usłyszałem pisk opon i zobaczyłem jak Zuza koziołkuje przez maskę i dach samochodu...

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Rozdział dedykuje mojej kochanej Madzi, która mnie męczyła, żebym wreszcie coś dodała :) Kocham cię <3

Mam jeszcze uwagę do anonima, który pisał pod poprzednim postem, że jest mu mnie żal. Wiem kim jesteś i to, że nienawidzisz mnie w realu, nie znaczy, że musisz krytykować moje opowiadanie. A tak w ogóle to możesz mi powiedzieć co ja ci zrobiłam ? Bo ja nie wiem....